Pierwszy album po odejściu jednego z członków zespołu
Do tej pory występowali jako kwartet podbijając światowe sceny. Teraz jednak ich formacja przekształciła się w trio. Właśnie bez jednego ze swoich stałych elementów stworzyli najnowszy album Loom. W zmianach nie ma nic złego i czasem są potrzebne, czy jednak temu zespołowi wyszły one na dobre?
Amerykański zespół Imagine Dragons do tej pory tworzyli tacy muzycy jak: Dan Raynolds, Ben McKee, Wayne „Wing” Sermon oraz Daniel Platzman. Ostatni z wymienionych zmaga się z problemami zdrowotnymi związanymi z kośćmi. W związku z tym w 2023 roku postanowił on zawiesić swoją działalność w grupie na czas nieokreślony i skupić się na leczeniu. Właśnie bez swojego stałego perkusisty Imagine Dragons skomponowali najnowszy album. Przybrał on nazwę Loom i jest szóstym studyjnym krążkiem grupy. Sam wokalista Dan Raynolds w rozmowie z Associated Press przyrównał go do zachodu i wschodu słońca. Stwierdził on, że tak jak to zjawisko przyrodnicze tak i tę płytę można rozumieć zarówno jako początek czegoś nowego, ale i koniec czegoś starego.
Powiew świeżości połączony ze sprawdzonymi rozwiązaniami czyli Loom od Imagine Dragons
Komponując kolejne wydawnictwo zazwyczaj szuka się czegoś nowego. Nie inaczej było w przypadku tej formacji. Panowie w swoich dźwiękach zawarli bardzo dużo energii, która momentami jest wręcz niegrzeczna. To co jednak ciekawe, świeże i mocno zaskakujące to lekkie otarcie się o rytmy rodem z nurtu reggae. Bez wątpienia bardzo przyjemnie całe wydawnictwo dopełniają wstawki elementów smyczkowych czy dętych. Wszystko to jednak uchwycone jest w nowoczesnej formie muzyki pop. Generalnie jednak nie brakuje częstego użycia rozwiązania, które mocno kojarzy mi się z tym zespołem czyli chóralnych śpiewów. Ten element w muzyce zawsze wyzwala we mnie poczucie jedności i sprawia, że słuchanie jest od razu przyjemniejsze.
Na samej płycie znalazło się łącznie dziewięć piosenek, które w swojej tematyce są różnorodne. W związku z tym ciężko jest tutaj mówić o tym, by album ten był przykładowo konceptualny. To co osobiście usłyszałem w wyśpiewywanych przez Dana Raynoldsa frazach to m.in.: opis chwil kiedy między dwójką ludzi rodzi się uczucie (Nice To Meet You), opowieść lekkoducha nielubiącego planowania i pragnącego samotności (Take Me To The Beach), historię o tęsknocie za ukochaną i chęci walki o nią (In Your Corner), wyrażenie pragnienia na pozostanie w czyjejś pamięci jak najdłużej się da (Don’t Forget Me) czy manifestacja siły do nie poddawania się bez względu na okoliczności (Eyes Closed). W zasadzie każdy utwór rozpatruję na swój sposób, ale zostawiam Wam tylko moje spostrzeżenia na temat pięciu, a pozostałe cztery możecie odkryć bez moich sugestii.
Generalnie okładkę tej płyty można interpretować jako ilustrację łączącą zarówno wschód, jak i zachód słońca. Przyznam szczerze, że jest to idealne połączenie i odwzorowanie tego, co znalazło się w dźwiękach Loom od Imagine Dragons. Wszystko dlatego, że na ich szóstym krążku mamy wiele energicznych momentów, które mogą kojarzyć się z pięknymi słonecznymi porankami. Ponadto nie brakuje również chwil, kiedy jest trochę nostalgicznie i spokojnie, co może kreować w głowie obraz zachodzącego za horyzont słońca, w które przyjemnie jest się wpatrywać. Tak zróżnicowane pod kątem brzmienia jest to wydawnictwo.
Solidna, a może nawet kompletna płyta od Imagine Dragons
Imagine Dragons to formacja, której poczynania śledzę w zasadzie od początku z ogromną przyjemnością. Miałem pewien moment, kiedy trochę mnie zniechęcili do swojej muzyki, ale generalnie na każdej płycie znajduję coś co mi się podoba. Niemniej nie traktuję siebie jako wielkiego fana tej formacji, po prostu lubię ich słuchać.
Po świetnych krążkach z cyklu Mercury zastanawiałem się na co będzie ich stać teraz. Okazało się, że ponownie mnie zaskoczyli. Ich nowy album w mojej opinii jest wręcz kompletny. Nie brakuje mu niczego, a ja sam nie mam tutaj piosenki, która by mi się nie podobała. Loom to solidny i bardzo dobry krążek zgodny z możliwościami jakie drzemią w tej formacji. Przez moment zastanawiałem się czy nie jest on tym najlepszym w całej dyskografii Amerykanów. Finalnie odpowiedzi nie znalazłem. W każdym razie brak obecności w zespole dotychczasowego perkusisty, nie wpłynął negatywnie na poczynania Imagine Dragons i stworzyli oni kolejną porcję nowych dźwięków, którą warto posłuchać.